Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/263

Ta strona została uwierzytelniona.

dała ręce i co chwila wam i Bogu dziękowała... Karmili mnie, całowali, chcieli zaraz przebierać, ledwiem się wyprosił; ale po krawców posłali, żeby mi inne sprawić odzienie.... Ojciec mówił — to imię dane panu Janowi Drużynie przez Radionka smutnie odbiło się w uszach Jermoły — ojciec mówił — dokończył chłopiec — że mi przyjmie nauczyciela; darował mi ładnego konika.
— Daj Boże, żeby ci tam było jak najlepiéj — zawołał stary — i nie wątpię, że kochać cię będą. Ale, o! nieraz zatęsknisz za chatą naszą, za spokojnemi dniami, które tu przeżyłeś.
Noc prawieby cała bez snu ubiegła, gdyby się Jermoła o Radionka nie obawiał, i położył go znużonego, a sam zasiadł pilnować.
Nadedniem niespokojny nadjechał ojciec, a choć nie łajał dziecka, wymawiał mu jednak nieostrożność jego i śmiertelną obawę, jakiéj matka doznała z jego powodu. Chłopiec zmilczał smutny.
— Ażeby tego na przyszłość nie było — rzekł pan Jan — wźemiemy Jermołę do Małyczek: