Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/27

Ta strona została uwierzytelniona.

szczu nawpół ze śniegiem, od błota nawpół z mrozami, od skąpéj zieleni przypruszonéj szronem, i przykrzejszego nad zimowy mróz, chłodu, przejmujących nocy i dni w cieniu nabawiających dreszczem, zbytkiem jakiejś surowizny w powietrzu; potém nagle po syberyjsku przechodzimy do nieznośnych upałów, a zima podawszy rękę latu, wiośnie całkiem broni przystępu na ziemię. Nie wiem gdzie się wówczas podziewa zachwalona owa i opiewana wiosna sielankowa, którą tak regularnie zapowiada na 9 marca Berdyczowski kalendarz, tak jak nie wiem co się dzieje ze staremi księżycami, gdyż wielkiéj podpada wątpliwości owa dawniéj przyjęta teorya nianiek, wedle któréj Pan Bóg miał nowe z nich wykrawywać gwiazdy, a okrawki zrzucał i otrzęsał deszczem aerolitów. Wiosna zapewne musi wówczas biédna wędrować gdzieś sobie do innych krajów, jeżeli to prawda wedle Kämtza i innych meteorologów, że pewna summa ciepła i chłodu zawsze się w roku bez niedoimki wyszafować musi, tu, czy gdzie indziéj: może więc pociesza chłodniejsze strefy,