mnie, nie ma ludzi moich: torby na plecy, kij w rękę i w świat. Nie przydałem się na nic więcéj.
I wyjął trochę grosza zachowanego z kryjówki, żeby, gdy śmierć gdzie zaskoczy u obcych, choć pogrzeb i nabożeństwo za duszę zrobić było za co: trochę odzieży narzucił na plecy, chust w sakwy, worki na sznurze przewiesił przez plecy, i tak już gotów będąc do drogi, zawołał Huluka.
Ten wyszedłszy z drugiéj izby, ujrzawszy go w ubraniu żebraczém aż się przeląkł odgadnionéj myśli swojéj: serce mu zabiło, pożałował starego, odechciało mu się i żony i gospodarstwa.
— No! ja idę w świat chłopcze — rzekł stary powoli — com miał, to ci tu zostawiam: żyj z Bogiem, daj ci Boże szczęście na tém miejscu, a dłuższe jak moje. Wszystko co tu jest, twoje: jeśli kiedy tu zajdę, nie odmówisz miejsca i wypoczynku. Niedługo mi się tułać i ludziom narzucać.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/279
Ta strona została uwierzytelniona.