mnie, ja ich zrozumieć nigdy nie mogłem. Matka ma Władzia, ojciec ma Władzia: bezemnie lżej i lepiéj w domu będzie.
Westchnął jednak.
— Kiedyś — rzekł — późniéj, późniéj, powrócę tam, do matki; ale teraz tak mi tam żyć było ciężko! Byłbym umarł z tęsknicy: byłem zamknięty, nikt się do mnie takim jak wy nie odezwał głosem... Com tylko zrobił, zawsze mi powtarzali, że to chłopska nauka, że chłopi tylko tak robią. Ja chłop jestem, oni panowie!.. Żal mi Władzia, który tylko się do mnie uśmiechał i wyciągał ręce...
— Dziecko kochane — rzekł Jermoła — nie mów już o tém: oni tam płaczą może i mnie przeklinają. Serce mi zakrwawiasz, jam ich zdradził.
— No! to mówmy o Popielni! Pamiętasz ojcze nasze garnuszeczki, nasze z Chwedkiem wyprawy na jarmarki, i jakeśmyto radzi byli, kiedy się nam piérwsza polewa udała!
— A! nie wrócą te czasy! — przerwał stary.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/303
Ta strona została uwierzytelniona.