sukna, na szyi chusteczka jakaś staruszka, na głowie czapka z daszkiem wychodzona i wytarta. W téj odzieży ubogiéj, mimo jéj zużycia, przeglądało jakieś staranie o siebie: koszula wystająca z za chustki była świeża, sukmana czysta, łapcie na nogach lipowe, parcianemi pooplatane sznurkami.
Stojący naprzeciw staruszka młody chłopek, flisak, nito dworak, ni wieśniak także, z długim ciemnym włosem opadającym na szyję obnażoną, z oczyma małemi piwnemi biegającemi żywo, rysów był właściwych ludowi poleskiemu, z którego pochodzić musiał: twarzy prawie kwadratowéj, ust dosyć szerokich, nieco zadartego choć kształtnego nosa, czoła nizkiego, ale roztropnego. Ogół jego fizyonomii oznaczał dosyć dowcipu, opromienionego jeszcze młodością i właściwém jéj weselem, a nieoględnością na jutro.
— Nas jest w chacie trzech, — mówił do starego — pan mi pozwolił nająć się na flisaka, a przyznam się wam, że to życie taki lepiéj mi smakuje aniżeli pańszczyzna i gnicie w chacie pod piecem....
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/36
Ta strona została uwierzytelniona.