Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/43

Ta strona została uwierzytelniona.

— I cóżeście sobie na starość wysłużyli? torbę?
— Oto poczekaj: nie narzekam ja, choć mi się praca moja może nie tak poszczęściła jak drugim; ale na coby mi się to dziś przydało, gdybym miał i więcéj? Anibym jadł smaczniéj, ani spał spokojniéj? Posłuchajno, a potém powiész, czegom się dosłużył. Przyprowadzili mnie tedy nazajutrz gwałtem do dworu, odzieli, umyli, postrzygli, i nie było rady: choć się płakać chciało, musiałem zostać gdzie kazano. Ale trzeciego, czwartego dnia jużem się był wciągnął do roboty, bo to nie było nic tak ciężkiego: otargiwano mnie w kredensie dopóki nie puszczono do pokoju. Pan nasz był wówczas jeszcze nie stary człowiek, piękny mężczyzna, a co lepiéj, najpoczciwszego serca. Ledwie zagadał, a jużeś czuł, że go pokochać musisz i poszanować, bo z wejrzenia i postawy pan był całą gębą: choćbyś go w sukmanę przebrał, i po nocy poznałeś, że go Pan Bóg stworzył na panowanie. Aleć to panowanie nikomu ciężkie nie było: do człowieka srogo nie przemówił