jak palec. Gdzieś, mówili, zdaleka przyjechał i majątek ten kupił, ale już do niego ludzie tak przystali, jakby z pradziadów żyli pod nim, i kochali go we wsi jak ojca.
Łatwoż-bo się było do niego przywiązać, takieto było serdeczne i poczciwe, a względne na biédę ludzką i człowieka najmniejszego, że nikt do niego nie przyszedł darmo i nie odszedł z żalem. Ja tam się taki zaraz przywiązał, i wpół roku jużem starego kozaka, który nie zdążał, zastępował przy nim. Tamtemu się chciało wypocząć, bo miał sobie nadane grunt i dożywocie; to téż mnie wyuczywszy i wpuściwszy do pokoju, sam się prędko do chaty wyprosił. Ale co to nałóg stary: zdawało mu się, że już będzie odpoczywał na swojém, a po trzech tygodniach jak począł z nudy zaglądać do dworu, tak często chatę kołkiem podparłszy z nami lulkę kurzył, siedząc w ganku od rana do nocy. Którego tylko dnia pana nie zobaczył, to jakby nie jadł, tak mu koło serca było głodno.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/46
Ta strona została uwierzytelniona.