myślał, a śmierć jego ani się nam nawinęła na pamięć, ani co tam potém będzie. Miałem około lat czterdziestu, kiedy poczciwe panisko umarło. Spędziłem życie przy nim, przywykłem jak pies do niego, i kiedyśmy go położyli na katafalku, myślałem, że i ja się na nim wyciągnę, tak nie wiedziałem co począć z sobą.
Siadłem w nogach i płakałem. Przyjechali sądowi, popieczętowali, spisali, ktoś tam się zajął pogrzebem: ja ani wiem co się ze mną działo. Nazajutrz wróciłem do pokoju, pozamiatałem, poskładałem wszystko jakby żył jeszcze, i osłupiały czekałem nie wiedząc czego. Chwilami zdawało mi się, że to tylko sen jakiś przykry. Nierychło dopiéro przypędzili pocztą krewni, owa pani bratowa, brat, bratanki i cała czereda, i nuż się tu dopiéro ujadać, szukać testamentu. Zburzyli dom cały, a gdy nic się nie znalazło, podobno odepchnąwszy resztę familii, wzięli wszystko pan brat i bratowa.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/51
Ta strona została uwierzytelniona.