się do mnie człowiek żaden nie potrafił przywiązać. Nie skarżę się, bo mi na wsi krzywdy nikt nie robi, prędzéj pomoże; alem taki sam jeden.... a! jak palec....
— Na starość to tęskno — odparł parobczak.
— A tęskno — westchnął stary — nie ma co mówić, ale cóż na to poradzić? Z siwym włosem i o kiju żenić się nie pora: a ktoby tam za mnie poszedł, chyba taka, któréjbym ja nie chciał. Brata, swata, rodzonych, nie dał mi Pan Bóg; co robić! trzeba samemu zdychać jak się samemu żyło.
— I nie narzekacie? — spytał zdziwiony flisak.
— Alboby to co pomogło? — rzekł powoli staruszek — albobym Pana Boga obraziwszy sobie ulżył, czy losu odmienił! Czyto zresztą człowiek choćby i do takiego życia się nie przyzwyczai?... Aby dzień do wieczora!
To mówiąc westchnął stary, fajkę wytrząsł i za kij swój wziąwszy, gotował się odchodzić.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/53
Ta strona została uwierzytelniona.