Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/56

Ta strona została uwierzytelniona.

sosnami i wiekuistemi dębami, gdzieniegdzie poobcinanemi przez leniwych gospodarzy, którzy po drwa do lasu jeździć nie chcieli: widać było budowę dziwną, służącą staremu za schronienie. Nie chata, nie dwór, raczéj pustka i ruina: stara karczma opuszczona, niegdyś na zbyt wielką pobudowana skalę, zrujnowana jakimś przypadkiem, bez dachu, ze sterczącemi krokwiami, gołemi i częścią słomianego poszycia, zawieszonego nad kawałkiem ścian jeszcze cało stojących. Jeden róg w zrąb zbudowanego karczmiska, choć wychylony i skantowany, trzymał się jeszcze: widać w nim było okno nawpół zalepione gliną z kilką szybami u góry, drzwi połatane na nowo, i ściany, które od dawnéj pobiały i nalepy, dziś szary tylko i wątpliwy kolor zachowały.
Reszta gospody cała była stosem przegniłych belek i brusów, poczerniałego drzewa, kupą gnoju porosłego chwastem i bezkształtném rumowiskiem. Jakim cudem trzymał się tam ten dachu szczątek nad izbą miesz-