Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/70

Ta strona została uwierzytelniona.

szemi; dziesięć owiec, troje ozimków, a nawet konia do brony kupiła była, choć się jéj nie powiódł i znosaciał z zapuszczonéj zołzy. Oprócz niéj i córki był w chacie stary Chwedor parobek, już poszpakowaciały na cudzym chlebie, nieco głuchy i wielki pijak; chłopak wyrostek sierotka i dziéwka najmitka. Słowem gospodarstwo to wcale zamożne, kierowane przez starą wdowę, tém dziwniejszém czyniło, że po rękę Horpyny nikt się dotąd nie zgłaszał, zwłaszcza że sama dziewczyna już dochodząca dwudziestki, była bardzo piękna i za najcelniejszą krasawicę na wsi uchodziła.
Słusznego wzrostu, co widać wzięła po ojcu, zręcznéj kibici, czarnobrewa, kiedy się na niedzielę wystroiła w krocie wstążek, w granatową bekieszę i żółte po wołyńsku buciki na wysokich obcasach, wyglądała jak przebrana pani. Chłopcy oczy nią paśli zdaleka, wzdychali, czapkami kręcili, w głowy się skrobali, ale zbliżyć się do niéj żaden nie śmiał. Naprzód, że istotnie Horpyna dumna była jak wielka pani; powtóre, że pocichu powtarzano, jakoby