Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/72

Ta strona została uwierzytelniona.

— Co tobie stary? co to jest? — zagadnęła matka.
— Co? co? — zawołał przybyły padając na ławę i na kolanach składając dziecko, z którego oka nie spuszczał — ot co, widzicie.... mnie.... dziecko Pan Bóg dał!
— Tobie! jak!
— Dziw! cud! sam nie wiem co robić! Tylkom co powrócił znad rzeki od drzewa, gdzie byłem na balach, zapaliłem ognia i począłem się modlić, gdy słyszę coś piszczy pod dębami: ni to sowa, ni to dziecko.... Myślę sobie puhacz, bo tam są dziuple w starych dębach; modlę się daléj, a tu znowu płacze. Skorciało mnie, a no wyjrzę... Pobiegłem, przychodzę, patrzę, i ot co znajduję... dziecko... Co tu teraz robić!.... co tu robić!
Stara i młoda, obie niewiasty stanęły ciekawie nad Jermołą opowiadającym, kiwając głowami w milczeniu.
— Ktoś podrzucił — zawołała stara — ale kto?