— A któżby tak mógł dziecinę porzucić? — z oburzeniem podchwycił stary — czy to może być?
— Oj! oj! znamy my takich ludzi, — odezwała się kozaczycha trzęsąc głową na wszystkie strony — nie takie to historye opowiadają o złości ludzkiéj: alboście nie słyszeli o niemowlątku, co to je wyrodna matka na pastwę wieprzom wrzuciła w koryto, żeby śladu jéj sromoty nie zostało!
Stary Jermoła niezrozumiawszy, spojrzał prawie wielkiemi oczyma na kozaczychę, i ruszył ramionami; tymczasem dwie niewiasty aż poprzyklękały przy dziecięciu, żeby mu się przypatrzeć.
— A w jakieżto białe poobwijane rańtuchy!
— A jakie delikatne!
— Pewnie pańskie, bo u nas ktoby co podobnego odważył się zrobić: zawodu na to nie ma.
— I wybrali miejsce pod waszą chatą!
— Ale radźcieno, co ja z niém będę robić?
— Jak zechcecie, — odpowiedziała kozaczycha — możecie odwieźć do ekonoma, a on od-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/73
Ta strona została uwierzytelniona.