— Nie potrafi... to się nauczy! Ale co tu poradzić?
Kozaczycha powoli wzięła mu z rąk niemowlę i poczęła się w nie wpatrywać: ono kwiliło. Córka jéj pobiegła po świeżo udojone mleko, a przywabieni ciekawością i słowem rzuconém przez Horpynę sąsiedzi, schodzić się poczęli po jednemu, po dwóch, daléj całemi gromadami, i obstąpili kołem starego.
Jak wieś wsią, za pamięci najstarszych ludzi, nigdy się tu nic podobnego nie trafiło, słychać o tém nie było. Gadano nie mogąc się nagadać.
Radził wójt, radziła gromada i starzy i młodzi, i kobiéty i parobcy, ale nic uradzić nie mogli: bo wciąż powtarzali jedno, jednakowo się zbijając i znów powracając do piérwszego, a zawsze swatając na mamkę Jurkową niewiastkę.
A co było domysłów, co przypuszczeń dziwacznych, co żartów i co narzekań na niepoczciwych ludzi!
Nikt jednak poszlaki nie miał o sprawcy: we wsi nikogo obcego nie widziano pod wie-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/76
Ta strona została uwierzytelniona.