czór, ani w pobliżu nawet; drogi były puste, w karczmie, na przewozie, nie pokazał się żaden podróżny. Gdy się dosyć nagadali, narozprawiali i powoli rozchodzić się już zaczynali, niosąc po wsi owę osobliwszą nowinę; stary Chwedko, znany bardzo posiadacz dereszowatéj klaczy, oparty na kiju, zebrawszy myśli, tak się odezwał do Jermoły:
— Ot co mi teraz na pamięć przyszło: słyszałem to już temu lat będzie ze dwadzieścia, w Małyczkach owdowiał był gospodarz znajomy mi; żona mu w słabości zmarła i zostawiła sierotkę, tylko że na świat przyszłą. Biedaczysko jednooki, ubogi, nawet mamki znaleźć nie mógł: chodził od chaty do chaty, ale nie wyprosił nigdzie, żeby mu córeczkę przyjęto, a nie miał nawet i krowy, żeby ją mlekiem karmić. Wiecie co poradził sobie? — kozę słyszę kupił za ostatniego pół rubla, co mu został od pogrzebu, i ta wykarmiła córkę, taką śliczną dziéwkę, jakiéj na okolicę nie ma.
Jermoła aż się porwał.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/77
Ta strona została uwierzytelniona.