Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/79

Ta strona została uwierzytelniona.

— A on mnie będzie uczył, patrzcie! Co to piérwsze u mnie czy co! Ja je ukołyszę, mlekiem napoję, choćby na palcu po kropli dawać przyszło... Tylko się już nie frasujcie.
— Ja się duchem zwinę — odparł Jermoła — ale proszę was, żeby się co dziecku nie zrobiło.
Stara się aż z niego rozśmiała, taki był skłopotany. Dopiéro na wychodnem przypomniał sobie jak dawno fajki nie palił, dobył luleczki, która go nigdy nie opuszczała z zanadrza, nałożył szparko, zapalił i razem z Chwedką puścili się pomimo ciemnéj nocy ku nowéj karczmie, w środku wsi położonéj.
W wiosce, w któréj dla bindugi i brzegu napływ ludzi jest ciągły, handel drzewny żywy, flisy, kupcy i ich faktorowie kręcą się nieustannie: lada żydek obszarpaniec siedziéć w karczmie nie może. To téż w Popielańskiéj gospodzie ów Szmul królujący nietylko włości, ale okolicy, wcale nie był pospolitym szynkarzem, jeżdżącym z beczułką po wódkę o trzy mile.
Byłto żyd zbogacony udziałem, jaki miał w kupnie towaru leśnego, handlem smołą, łu-