Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/82

Ta strona została uwierzytelniona.

sit gloria mundi!... Strzały nie kaleczą, lira oniemiała — a my wracamy do żyda.
Podłoga w téj izbie była nawet zrazu malowana, ale to ją tylko dziś czyniło pstrokatą; piec zamykał się drzwiczkami żelaznemi z gałką mosiężną, co wszystko Szmul proprio sumptu et cura fieri fecit, dla dogodzenia swéj fantazyi: z czego zresztą tak się chlubić umiał, jak niejeden z nas, gdy dwa kołki wbije koło domu, lub ścianę wyklei. W drugiéj izbie większéj, nieco żydowskie brudy rozpościerały się swobodnie, ale przy nich były ochotki wystawności i pragnienia wygódek. Łoże stało pod sufit wysłane bebechami kolorowemi, z firankami w kwiaty; była szafa czarna z księgami i papierami, biurko kulawe, a obok kupa kartofli, niecułki, łokszyn schnący na serwecie, kadka z pomyjami, i przyjacielsko między bachurami chodzący biały indyk, pater familias.
Szmul był człowiekiem nie pierwszéj młodości, lat pod pięćdziesiąt mającym, żonatym powtórnie, gdyż z nieboszki miał tylko jednego syna, który już w miasteczku handlował, a je-