ciągnął, choć go kilka razy potłukła, w najszczęśliwszym razie warta była około dwunastu złotych; ale Jermoła już był przygotowany dać za nią dwadzieścia, czemu się Chwedko nie tak bardzo przeciwił, zważając okoliczności. Ale jak tu było do Szmula z propozycyą przystąpić? Dość, żeby się dowiedział o potrzebie, zdarłby za nią niechybnie; chodziło więc o to, by jakoś żyda obejść i trochę oszukać, zapobiegając, żeby on nie oszukał nieboraka Jermołę.
Już się zbliżali do karczmy, gdy Chwedko namyśliwszy się głęboko, kazał się Jermole zatrzymać.
— Posiedźcie tu przed tą chatą — rzekł wskazując mu miejsce — poczekajcie, pójdę ja przodem i żyda wymacam: nie bójcie się, jakoś to będzie... ja go uchodzę. Przyjść tak prosto z mostu i kozy zażądać, to on ci ją jak krowę zaceni: trzeba, żeby żyd sam ją zalecał.... Dajcieno mi sprobować.
— A cóż zrobisz?
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/85
Ta strona została uwierzytelniona.