dnie; a choroby, a zajałowieje... choć i tak przez pół roku mléka nie da...
— Ale przychówek i trochę nabiału.
— A kto wam będzie koło tego chodził? — zapytał żyd ruszając ramionami.
Jermoła jakby przekonany, w głowę się poskrobał.
— A co ja wam mówił? — dodał Chwedko — dla ubogiego bydlę to kłopot, czysta biéda.
— Juścićby cielę i choć kapla mléka była — rzekł Jermoła.
— Także gadajcie. Jeśli dla mléka, to ja wam powiem, że nie ma jak koza — dorzucił pośrednik. — Naprzód mało kosztuje, a żyje byle czém: gałązkami, ogryzkami, badylami. Starania nie potrzebuje żadnego, i jak się koziego mléka napijesz, to przynajmniéj wiész żeś pił, taki pachnie i zdrowe.
— Jużto prawdę powiedziawszy — dodał arendarz powoli — i ja mówię, że nie ma chyba koza... Już my to najlepiéj porachowali, a patrzajcie że najwięcéj kóz trzymamy; ale ludzie patrzą, a rozumu nie mają: koza to skarb!...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/93
Ta strona została uwierzytelniona.