— Kto to wié, może i ja jak pomyślę, to sobie kozę kupię — rzekł powoli Jermoła.
— I najlepiéj zrobicie — zawołał Chwedko — mówię wam, najlepiéj zrobicie. Ot, gdyby pan Szmul swoję białą sprzedał.
— Co ty gadasz? — podchwycił żyd żywo, jakby dosłyszawszy przypadkiem — ja téj białéj kozy za żadne pieniądze nie sprzedam... Moja żona, moje dzieci, wszyscy ją lubią: to stworzenie nieopłacone, ona więcéj warta niż krowa.
— Szkoda — rzekł Jermoła przypatrując się chodzącéj — bo może, co się mam włóczyć do miasteczka, a stare nogi bolą, namyśliłbym się na tę waszę kozę...
— To jest taka koza! taka koza! — zawołał żyd. — Widzieli wy kiedy taką kozę? Ona jest tak rozumna, że do niéj gadać można, a mléko, nie poznać co to jest! Na mil dwadzieścia nie znajdziecie drugiéj podobnéj: to jest skarb nie koza, to jest osobliwość!
— Ale stara? — spytał Jermoła.
— Stara? — jakto stara: koza jak stara, to najlepsza! Jaka ona stara? ona dopiéro żyć
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/94
Ta strona została uwierzytelniona.