zaczyna... ona będzie żyć dwadzieścia lat! — zawołał Szmul coraz się ożywiając.
— A cóż ona kosztuje was? — zapytał Jermoła.
— Co ona kosztuje, to nie ma co gadać: ona koźlęciem mnie dwa ruble kosztuje... Bo trzeba wiedziéć, to nie jest prosta koza, to jest wysoki gatunek! Jabym jéj za sześć rubli nie oddał: ona prawie nic nie jé, a zawsze tłusta, i co roku po dwoje koźląt przyprowadza.
Na chwilę zamilkli wszyscy. Jermoła kręcił się nie wiedząc co począć, i przypatrywał się kozie, która wciąż chodziła po izbie stukając kopytkami, głowę kładnąc gdzie tylko ją zaszedł jaki zapach jadła. Zbierała resztki liści, ogryzki kory, skórki chleba, i trzeba jéj oddać tę sprawiedliwość, że troskliwie myślała sama o swojém utrzymaniu, nie spuszczając się na nikogo.
— Toby to było dla was w sam raz — począł po chwili faktorując Chwedko — już przywykła do wsi, toby nie uciekła; zna gdzie się paść: stara, pewna, dojna, doświadczona.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/95
Ta strona została uwierzytelniona.