Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/99

Ta strona została uwierzytelniona.

znalezienie podrzuconego dziécięcia, spowodował nagłą i niesłychaną zmianę. Człowiek się odrodził, spoiły się znowu węzły, które go łączyły ze światem: miał cel życia, miał nadzieję, miał przywiązanie, znalazła się ochota do pracy, otwarło uczucie, a biédna sierota przez rodziców odrzucona stała się dlań skarbem na starość. Nieznana od lat wielu gorączką zatrzęsła całym Jermołą: spieszył, marzył, obawiał się, niepokoił i roił już o jutrze. Łzy wytryskały mu z oczu: czuł się innym, czuł ubłogosławionym i szczęśliwym, ani myśląc ile trosk, ile pracy, ile sobie gotuje ciężkich chwil w przyszłości. I był jak to ptaszę, w którego gniazdko kukułka rzuca jaje: zdziwiony, uradowany, przestraszony. Piérwszy raz przyszła mu na pamięć z téj obawy śmierć, starość, potrzeba i przywiązanie do życia. Chwedko go nie poznawał, tak się z owego milczącego i obojętnego staruszka przedzierzgnął w inną istotę, tak mówił żywo i gorączkowo, tak się spieszył i co chwila młodniał.