Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom I.djvu/23

Ta strona została uwierzytelniona.
—   15   —

sobą, bom żył z pustynią, lasem, Bogiem, sumieniem, ciszą i smutkiem moim. Budziłem się z tą samą myślą, z którą się kładłem, wierny jej i prosząc Boga, abym się jej nie sprzeniewierzył. Powiedz-że mi, dlaczego ja nie szedłem ciebie nawracać, a dlaczego ty przychodzisz z tem do mnie?
— O! to ci łatwo wytłómaczę — zawołał Paweł — bo mimo wzgardy, odepchnięcia, milczenia, czułem się bratem twoim, bo mi w sercu miłość i pamięć została, a tyś był dumnym trupem bez przywiązania do nikogo i wyparłeś się mnie dla tego, że inną poszedłem drogą.
Krzysztof spojrzał nań z niewysłowionym wyrazem ironii, gniewu i ciekawości.
— Wyrzecz-że się tej słabostki — rzekł cicho — wam ludziom praktycznym i rozumnym miłość nie przystoi; my to trupy kochamy tylko, wy handlarze powinniście nic oprócz grosza nie kochać.
Paweł ruszył ramionami; zdawał się rozpaczać już o dalszej rozmowie, chwycił za kapelusz, ale go położył natychmiast.
— Nie — rzekł spokojniej — my z sobą mówić ani się rozumieć nie możemy. To rzecz daremna; więc pozwól, jako brat starszy i głowa domu, abym ci się po kilkunastu leciech wyspowiadał z tego, com zrobił, jakie jest położenie moje. Wiem o tem, żeś się tak dobrowolnie odciął od świata, iż nie pozwalasz sobie nikomu powiedzieć nic o tem, co się na nim dzieje. Jestem pewny, że o mnie, o mojej rodzinie, oprócz tego com ci gwałtem narzucił do wiadomości, nic wiedzieć nie możesz.
— Nie ciekawym! nie chcę! Co mnie obchodzą dzieci nowego świata, do którego ja nie należę. Idźcie swą drogą, a mnie moją zostawcie.
— Gwałtu ci nikt nie zada — odparł Paweł siadając znowu — ale nie zgrzeszysz słuchając.
Krzysztof zamilczał.