tko przez matkę prowadzone nie zrażało się łzami. Osobliwszą była miłość hrabiego Eugeniusza, który się kochał nie w Wandzie, ale w jej piękności; nie szło mu o serce, chciał zaspokoić namiętność tak samo jak dałby był miliony pięknej wieśniaczce z tym samym wdziękiem za zbliżenie się do niej, — tu dawał rękę swą i imię, wiedząc, że inaczej nie potrafi jej pozyskać. Hrabia Eugeniusz był bogaty, a ojciec jego, naówczas jeden z ministrów za księztwa, człowiekiem wielkiego znaczenia.
Matka i ojciec użyli wszelkich wpływów i środków, by zmusić córkę do zamążpójścia. Wanda poszła do ołtarza niewiedząc prawie jak się znalazła przed kapłanem, który udał może, iż posłyszał z ust jej przysięgę. Dała się pociągnąć, jak ofiara, ale ust nie skalała obietnicą uczucia, którego dać nie mogła. Hrabia Eugeniusz szczęśliwy pochwycił biedną i uwiózł. Podróżowali długo. Wanda wyjechała posągiem milczącym, wróciła zrezygnowaną, smutną, nieszczęśliwą niewiastą.
Tymczasem gorączka namiętna męża miała porę ostygnąć, nierozbudziwszy w żonie uczucia. Znajdując w niej łzawe posłuszeństwo i odstręczającą uroczystą powagę ofiary, hrabia zraził się, a miłość swą, jeśli ją tak się zwać godziło, rozproszył na coraz nowe twarzyczki. Płochy, szalał, Wanda była szczęśliwszą, bo zapomniał o niej i dozwalał jej w ciszy i rezygnacyi życie sobie stworzyć znośne. Nie zawadzała mu wcale, a skarżyć się nie mógł na nią.
Kilkanaście lat pożycia nie zbliżyły wcale małżonków do siebie, przeciwnie, stosunek ich stał się jakimś urzędowym, obrachowanym, dla obojga dogodnym, ale coraz oddalającym ich od siebie. Hrabina musiała wielu rzeczy nie widzieć, nie rozumieć wielu. Eugeniusz nigdy nie usłyszał od niej z serca płynącego słowa.
Byli z sobą zgodnie, grzecznie, przyjaźnie, nigdy poufale. Niekiedy widok piękności tej, której rozbu-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom I.djvu/36
Ta strona została uwierzytelniona.
— 28 —