Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom I.djvu/37

Ta strona została uwierzytelniona.
—   29   —

dzić nie umiał, draźnił hrabiego, usiłował się przymilić, zbliżyć, lecz zwykle miało to ten skutek, iż Wanda się od niego bardziej oddalała. W ostatnich latach rozstali się zupełnie, gdy w jednej z tych chwil, Eugeniusz usłyszał od niej:
— Dwóch kobiet kochać nie można; hrabia masz Lolę... zostań przy niej, nie jestem zazdrosna, rywalką jej nie będę.
Lola należała do fraucymeru pani. Życie dosyć rozpasane, bujne, wesołe, zużyło wprędce hrabiego, dostał suchot. Żona odprowadziła go do Włoch, siedziała przy nim, pilnowała w chorobie, i zamknęła mu oczy. Biedny szaleniec, rozczulony i rozkochany w niej znowu, umierając przekazał jej wszystko i zyskał w końcu łzę, która padła na stygnące oblicze. Wanda pożałowała w nim zmarnowanego życia ludzkiego i sił bezmyślnie na rozrywki starganych. Serce rozbudziło się w nim, gdy śmierć przyśpieszała już bicie jego.
Ta część dziejów Wandy była dla pana Krzysztofa zakrytą. Dowiedział się późno, że wyszła za mąż i skamieniał od tej wiadomości. Przyczyniła się ona do wyrobienia w nim postanowienia usunięcia się od świata. Oddawszy bratu co pozostało z majątku rodziców, wymówił dla siebie kawał lasu, z ruiną zamku od dawna niemieszkalną. Sam, siedząc w szałasie, pracował z ludźmi z miasteczka, by z tych murów zrobić schronienie. Szczęściem, gdzieniegdzie trzymały się dachy, sklepienia nie poopadały, mury były mocne i z pustki uczynić potrafił mieszkalną pustelnię. Ludzie w początkach wierzyć nie chcieli, aby w niej mógł wytrzymać, dziwactwo to zdawało się im chwilowem, czekali rychło li uciecze z samotności, z niedostatku. Pan Krzysztof miał żelazny charakter i wolę niezłomną, powoli pracował nad sobą, aby z siebie nowego uczynić człowieka. Wyrobił w sobie pogardę świata, teoryę umyślną co by go usprawiedliwiała, pychę, coby go trzymać mogła. Przebywszy