pierwsze ciężkie chwile, które praca mechaniczna skróciła, stwardniał tak starzejąc dziwakiem. Ludzie nawykli najprzód patrzeć nań, potem go wcale nie widzieli i zapomnieli o nim. Ciekawych odprawiał Staszuk zrazu, potem przychodzić przestali. Pan Krzysztof życie sobie ułożył i uczynił je znośnem.
Dzienników, ani książek nowych nie czytał wcale, o tem, co się na świecie działo wiedzieć nie chciał, zatrzymał się, jak zegar na tej życia godzinie, o której pękła sprężyna. Wskazywał ją zawsze, ją jedną. Z ruiny, uratowanych paręset tomów, które się gdzieś w domu walały, zaszły za nim na pustelnią.
Ze świetnych studyów w kraju i zagranicą, została mu umiejętność języków; czytał więc biblią, klassyków, dzieje, a czytał powoli i myślał nad niemi. Miał kilku ulubionych pisarzy, do których należał Horacy. W sypialni leżała odarta kronika Bielskiego i herbarz Paprockiego, w którym końcowych kart brakło. Na półkach były Sarnickiego Statuty, było wiele innych ksiąg starych. Niesieckiego umiał prawie na pamięć.
Z książkami spędzał część zimy, wiosnę i lato i jesienną porę w lesie. Las, który do zamku przyłączył, liczył około włók trzydziestu, przestrzeń była znaczna. Pan Krzysztof znał ją doskonale, pień niemal każdy był mu wiadomym. Nie przeszedł nigdy swych granic i jeśli zwierz mu o krok za nie wybieżał, nie poszedł za nim. Nie chciał mieć nietylko zatargów z sąsiadami, ale nawet stosunków i obowiązków dla nich. Wszyscy byliby mu chętnie pozwolili przechadzać się i polować w swych lasach, lecz nigdy z tej powolności nie korzystał.
Myśliwstwo z psem jednym było raczej przechadzką i dumaniem, niż łowami. Lecz nieustanne to krążenie po jednym lasu kawałku nauczyło go wszystkich legowisk, ścieżek, gniazd i tajemnic ostępów.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom I.djvu/38
Ta strona została uwierzytelniona.
— 30 —