Nazajutrz nie o swej godzinie zwykłej wstał i wyszedł z sypialni pan Krzysztof. W pierwszej izbie stary sługa już był oddawna przygotował skromne śniadanie, pootwierał okna, świeże kwiaty poustawiał w otłuczonych puharach starych i chodził dosyć głośno, aby pana, o którego długi sen był niespokojnym, przebudzić. Pan Krzysztof nie spał dawno, siedział zamyślony, zapomniawszy o śniadaniu. Zniecierpliwiło go w końcu stukanie i wyszedł.
Spojrzeli na siebie; starego sługi oczów nie uszło iż wieczór i noc niezmiernie pana zmieniły; był blady, spokojne rysy jego twarzy, wypogodzonej i surowej, namiętnie się pofałdowały i ściągnęły, oczy biegały jakby przelękłe. Poszedł wprost nic nie mówiąc do stolika. Staszuk wysunął się po herbatę. Kawałek razowego chleba i sztuczka masła była zwykłą ranną przekąską anachorety. Dziś mu się ani pić, ani jeść nie chciało. Był cały wzburzony i nie rad z siebie; czuł się wyrzuconym ze zwykłego toru życia; dręczyło go, że panowania nad sobą odzyskać nie mógł; po-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom I.djvu/45
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ III.