odemnie. Będziesz się może śmiał ze mnie... ale wróciłem do kraju w myśli... ożenienia?
Krzysztof, który z fajką chodził po pokoju, odwrócił się i stanął osłupiały, wyjął ją z ust i parsknął po chwili ironicznym śmiechem.
— Żartujesz! — rzekł — oblicz się z metryką! Co ci to? Rozumiem ożenienie z namiętności, z uczucia, z rachuby, z obowiązku, na gorąco i na zimno, ale nie pojmuję go w twoim wieku, gdy kobiecie możesz tylko ofiarować kalekę i zniszczoną resztkę człowieka do pielęgnowania. W młodości, nawet małżeństwo bez przywiązania daje nadzieję, że się człowieka do jarzma nałoży; ale tobie! tobie!
— Wszystko to sobie mówiłem sam; cóż chcesz? okrutnie mi nudno na świecie. Jestem sam, a przytem kobiety lubię; bez kobiety żyć nie mogę; teraz one zaczynają uciekać przedemną, myślę więc wziąć taką, któraby z obowiązku dotrzymała mi towarzystwa.
Krzyś stary ramionami ruszył. — To wprost śmieszne jeśli nie gorzej — zawołał — myślę, że ci fantazya przejdzie jak inne..
— Szczęśliwy człowiecze — odezwał się Teodor powoli jakby sam do siebie, patrzając za okno — tyś był zawsze i dowiodłeś tego życiem, żeś umiał być panem siebie; ja przeciwnie. Sam niewiem, serce czy fantazya gnały mnie do szukania niemożliwych ideałów czy ideału. Na tem polowaniu na nic spędziłem wiek, znużyłem się, sam nie wiem co począć, chcę się zmusić do porządnego, szlacheckiego życia i szczęścia. Nazwij to wreszcie jak chcesz, muszę się ożenić... Strasznie mi na świecie nudno... Wiesz, że nawet po części dla tego przybyłem tu, aby cię spytać...
Tu się zawahał nieco.
— O co? — przerwał Krzysztof.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom I.djvu/59
Ta strona została uwierzytelniona.
— 51 —