— Możeby co na podwieczorek dla niego przygotować! — dodała Dosia po chwili.
— Pewnie — mruknął Wilczek — ale cóż jest? bo może być głodny. Młode kartofle nie przekwitły, zwierzyny żadnej.
— Są jaja — wtrąciła matka — ser, masło, chleb świeży, a no i ta wódka, co dla niego umyślnie się trzyma.
— On tam nie wymyślny — rzekła Dosia — jak drudzy, będzie i nasz krupnik jadł nie krzywiąc się.
— Ta narada nie była jeszcze skończoną, gdy gończy pies pana Wilczka, któremu imię było Grzmilas zerwał się, nastawił uszy i szczekać począł. Był to najpewniejszy znak zbliżania się pana Krzysztofa, z którego nieodstępnym towarzyszem Hermesem byli w najnieprzyjaźniejszych stosunkach. Wprawdzie Wilczek umiał psu nakazać umiarkowanie i przy nim Grzmilas się nie porwał nigdy na Hermesa, a pan Krzysztof wejrzeniem jednem wyżła swego zmuszał do spokoju, lecz zaledwie od nich odwrócono oczy, powstawali cichaczem, sierść się im obu najeżała szczotką na grzbietach, oczy zachodziły krwią, po cichuteńku zaczynali obchodzić się w koło pokazując sobie zęby i dopiero interwencya obu panów mogła ich od pojedynku oderwać. Kilka razy spięli się byli na siebie i chwycili za karki, ale od tej pory Wilczek zamykał Grzmilasa do chlewka na czas pobytu pana, co nietylko, że nienawiści jego ku Hermesowi nie zmniejszyło, ale zdawało się ją do najwyższej podnosić potęgi. Niepoczciwy wyżeł czuł gdzie był nieprzyjaciel zamknięty, szedł zwykle pod chlewek, jeżył się, warczał, a że we wrotkach u dołu była dziura, którą nos Grzmilasa wyglądał, spotykali się warcząc przy tym otworze, choć sobie szkody uczynić nie mogli, Grzmilas szczekał i wył, Hermes warczał.
Szczekanie oznajmiło o panu Krzysztofie, który się w istocie u wrót pokazał, a Maciek zawołany poszedł Grzmilasa zamknąć do kozy, co się nie obeszło
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom I.djvu/71
Ta strona została uwierzytelniona.
— 63 —