Dosia zakręciła głową, ale tuż obie poczęły ogień z pod popiołu dobywać i zwijać się około jadła. Wilczek pozostał u drzwi na zawołanie, lecz do pana Krzysztofa nie wszedł, czuł, że więcejby mu zawadził, niż go rozerwał. Trafny instykt mu to wskazywał.
— Niech się wysapie powoli — mówił w duchu.
Przed ogniem między matką a córką półgłosem wszczął się spór o to, co gotować; obie chciały co było najlepszego w domu. Skończyło się jednak na pośpiesznej jajecznicy, chlebie, serze i miodzie.
Drewniana tacka, która tylko w uroczystych wypadkach występowała, dobytą została z szafy; obie kobiety ustawiły na niej wieczerzę. Dosia na rękę zarzuciła czystą serwetę, a że miała przywilej posługiwania panu Krzysztofowi, tryumfalnie wniosła tacę do izby.
Krzysztof jako był siadł na tapczan i podparł się na ręku, tak ze znużenia usnął, szmer go dopiero przebudził, otrząsł się i uśmiechnął do Dosi.
— Bodajże mnie com pana przebudziła! — szepnęło dziewczę — gdybym wiedziała...
— Dobrze się stało, owszem, moje dziecko, owszem — rzekł zbliżając się do stołu Krzysztof — głodny jestem... Bóg zapłać... na sen będzie czasu dosyć.
Dosia przysunęła stołek, pobiegła do szafeczki po sól i pieprz, zawinęła się jeszcze, jakby na zwykłą wyzywając rozmowę, ale otrzymała tylko uśmiech smutny w nagrodę i niechcąc być natrętną, wyszła zamyślona.
— Już wy sobie mówcie co chcecie — rzekła do matki — ja tam nie wiem co, ale jemu coś jest.
— A cóż ma być! da Bóg, choroby nie będzie, tylko tyle, że się stary zmęczył — rzekła matka.
— On to tam tak stary znowu nie jest — ujęła się Dosia — tyle że włosy stracił, a jemu z tem do twarzy. Zresztą, dalipan, żaden młody mi się tak pięknym nie wydaje, jak on — dodała i zarumieniła się za późno.
Matka się rozśmiała.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom I.djvu/74
Ta strona została uwierzytelniona.
— 66 —