ło czego i nieustannie, bo w starym dworze wszystkiego brakło. On sam chodził ciągle z miną wesołą, z pokorą dzierżawcy dla dziedzica, z czołem pogodą jaśniejącem niewinnego w sumieniu człowieka. Pan Teodor zrazu przybity, wprędce szukając rozrywki, sam począł chodzić po nią na folwark. Znalazły się panny w salonie, Liza występowała nie jak była zwykła, ale z jakąś sztuczną powagą i zabawną dystynkcyą dziecinną. Wpadła w oko panu Teodorowi, ale w pierwszych dniach zdawała się stronić od niego, była zimną. Dopiero bliżej go poznawszy, odważyła się wystąpić w charakterze sobie właściwym. Jej powolnie rozmarzająca trzpiotowatość zachwyciła starego kawalera, ale, mimo początkowej powagi, oblodził się z nią prawie jak z dzieckiem. Na myśl mu nawet nie przyszło, aby się mógł jej latom ośmnastu ze swemi pięćdziesięcioma zalecać.
Rozbudziło go to tylko i... dziwnem stowarzyszeniem idei, wprowadziło na myśl ożenienia, ale z kimkolwiek bądź innym.
W ten sposób raz postanowiwszy żenić się, wpadł pan Teodor na myśl starania się o... hrabinę Wandę. Prostoduszny człowiek wyspowiadał się z tego sam na sam Przed Zamorskim. W pierwszej chwili drzerżawca, zręczny zawsze, myśli tej przyklasnął, znalazł ją bardzo właściwą, szczęśliwą, piękną, doskonałą, następnie począł różne podsuwać trudności i wątpliwości.
Żona przypuszczona do tajemnicy przestraszyła się też zrazu, lecz po naradzie oboje się uspokoili tém, iż hrabina Wanda, gdyby nawet za mąż wyjść miała, pewnieby sobie stosowniejszego drugiego męża, a nadewszystko młodszego znaleźć musiała.
Zamorski jednak nie zupełnie się tem zadowolnił.
— Jak ono jest to jest... człowiek zręczny i umiejący się kobietom podobać; djabeł nie śpi, trzeba tam
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom I.djvu/91
Ta strona została uwierzytelniona.
— 83 —