stąpienia jej wobec ludzi, co się stawało trudnem i kłopotliwem. Panna Kornelia bowiem z wielkiem upodobaniem popisywała się przed wszystkiemi ze swą ekscentrycznością, i zdziwione oczy hrabiny Wandy powstrzymać jej nawet nie mogły.
Dwie kobiety tak różnych temperamentów zostawione same sobie, gdyż gości z początku nie wielu bywało w Zamostowie, może dlatego wytrzymać mogły, że się tak charakterami od siebie oddalały. Wanda napróżno starała się nawrócić Kornelię na swoją spokojną, nieco fatalistyczną rezygnacyę; Kornelia zżymała się i niecierpliwiła na widok tego spokoju kuzynki, lecz ani do gniewu, ani do wybuchu chwilowego doprowadzić ją nie mogła. Niekiedy hrabinej twarz okrywał tylko purpurowy rumieniec, milczała czas jakiś patrząc w okno lub na podłogę i wracała do swego chłodu zwykłego.
— To kobieta z lodu i kamienia! — mówiła sobie panna Kornelia — nie ma serca, nie ma czucia, dobra jest, ale apatyczna, prawdziwie niewiem, jak dla niej ludzie szaleć mogli.
W rzeczy samej hrabina była że wszech względów nieskończenie wyższą istotą, której taka panna Kornelia ani pojąć, ani ocenić nigdy nie mogła.
Rodzajem marszałka dworu był niejaki Wyżewski, niegdyś rejent i przyjaciel domu rodziców hrabiny Wandy, zubożały człowiek, przybity stratą całej rodziny i majątku, któremu Zamostów dawał przytułek od dawna. Poważnej postaci, siwy, prosto się zawsze trzymający, z sygnetem krwawnikowym na palcu, małomówny, smutny, rejent był nieposzlakowanej zacności człowiekiem i wielkiego serca Jemu powierzoną była zwierzchność nad służbą, a nawet nad gospodarstwem. Milczący zwykle, na pozór zimny, trzymający się zdaleka, Wyżewski oddawał znakomite usługi pani Wandzie i był aniołem stróżem Zamostowa, jak ona go zwać zwykła. Należało do niego właściwie wszystko, wglądał w każdy kąt i obawiano się go nie-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom I.djvu/96
Ta strona została uwierzytelniona.
— 88 —