Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom I.djvu/99

Ta strona została uwierzytelniona.
—   91   —

— Mnie się zdaje — szepnęła przysuwając się stara panna — że on się jeszcze gotów ożenić i że w tej myśli do kraju powrócił. Jak pan sądzi?
— Nic nie wiem i nie umiem wnioskować — rzekł ostrożnie Zamorski — bardzoby to być mogło.
— Ja panu więcej powiem — dodała, przelotny rzut oka obwodząc dokoła, jakby się lękała, ażeby ją nie podsłuchano — mnie się wszystko zdaje, że on kuzynkę Wandę ma na myśli.
Spojrzała w oczy dzierżawcy, który chwilę pomilczawszy, zdecydował się wreszcie bąknąć:
— Wie pani dobrodziejka, że... że toby bardzo być mogło.
— Widzisz pan, żem odgadła! ja mam dosyć bystre oko — dorzuciła panna Kornelia — ale to nie ma sensu dla tych co Wandę znają. Najprzód ona wcale za mąż iść nie myśli; powtóre, trudnoby się jej mężczyzna podobał, a...
— A i to nie jest dla nikogo tajemnicą — rzekł ośmielony Zamorski — że niegdyś się w hrabinie kochał, pono nie bez wzajemności, pan Krzysztof Pobóg, a — stara miłość.
— Tak! tak! słyszałam o tem, ale przestrzegam pana, że tu nazwiska tego wspominać nie wolno — poczęła żywo panna Kornelia. — Może i to dowodzi, że o nim nie zupełnie zapomniano, może iż do niego zachowało się w sercu żal, ale, to pewna, że ile razy przypadkiem napomknęłam o nim, zawsze się odwracała udając, że nie słyszy; ale mówmy lepiej o panu Teodorze. Zkadże mu ta myśl małżeństwa odezwała się tak późno.
— Nic pani o tem powiedzieć nie umiem — szepnął w kapelusz patrząc Zamorski — mnie się z niczem tak dalece nie zwierzał.
— A to zabawna rzecz będzie, konkury starego kawalera do młodej wdówki! — rozśmiała się panna Kornelia — nie trzebaby mu przeszkadzać, niechby wziął harbuza. Cha! cha! niechby się rozkochał do