I krzyż z cierniową koroną u dołu coś mówił. Przy nim ławka stała, posadzone kwitły róż, czepiały się dzikie powoje. Niepodobna było nie pomyśleć ile tu chwil przedumał ten, co to godło cierpienia wystawił. Hrabina ciągle milcząca siadła do powozu, a panowie znaleźli tuż konie, na których jej z powrotem towarzyszyć mieli. Dla Adryana niczem to było. Teodor radby się był od kalwakaty uwolnił, bo kłusowanie przy powozie niezbyt było wygodnem, ale wstydził się biedny, wesołością nadrobił i wdrapał się na siodło. Od pierwszej przejażdżki czuł się, odwykłszy od konia, złamanym, cóż to dopiero miało być wieczorem? Trzeba się było wszakże młodszym pokazać, niż stary kawaler był w istocie, kłusował.
Na pół drogi dopiero, gdzie mógł zawrócić od Zieleniewszczyzny, pożegnał hrabinę i zwolniwszy koniowi biegu, stępo, noga za nogą ruszył w kwaśnym humorze do domu. Adryan też namyślił się, oddał wierzchowca wkrótce, a że wieczór był piękny namówił ciotkę; żeby resztę drogi zrobić pieszo.
Gdyby się godziło posądzać tak młodego chłopaka, mógłby kto pomyśleć, że umyślnie sam na sam wybrał się z ciotką, aby rozpocząć rozmowę, której w Zamostowie, gdzie czujnego ucha panny Kornelii nigdy pewnym być nie mógł, trudno mu było zagaić.
— Widzę — rzekł — że i na cioci smutne wywarł wrażenie ten biedny pogruchotany zamek pana Krzysztofa. Ja, który jestem aż do zbytku wesół wywiozłem z niego nieopisaną tęsknicę. Żal mi człowieka, który przyznać muszę, najsympatyczniejszym jest dla mnie.
Ciotka spojrzała żywo i odwróciła wzrok jeszcze prędzej.
— Tyle siły i energii zmarnowanej i takie życie zwichnięte złamane — dodał Adryan.
— Któż mu winien — szepnęła hrabina.
— Zapewne, zawsze wyrzeczenie się czynnego życia jest grzechem, winą, uznaniem swej niezdatno-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom II.djvu/100
Ta strona została uwierzytelniona.
— 95 —