konia jakby się urodził, siedzi jak wkuty, i aż mu się dusza oczyma śmieje, jadąc, a zarywa konika! ho! ho!
— Bo mi dali takiego powolnego szłapaka — ozwał się Wacek markotno. — Czego nie ubijesz, tego nie ujedziesz.
— A no, tak, bo gdyby ci żwawszego dano, albo ty jego, albo by on ciebie zamęczył — rzekł Adryan.
Głos chłopca zdawał się także czynić wrażenie na Krzysztofie, jak twarz jego, drgnął usłyszawszy pierwsze słowa.
— Ale cóż to jest! — krzyknął nagle — to chyba syn mojego brata.
Zarumieniony Wacek zerwał się z krzesła, przejęty i przypadł do siedzącego stryja. Dobre chłopię uklękło przed nim, złożył ręce i począł szybko:
— Niechże się stryjcio na tatka i na matkę nie gniewa! kiedy ja proszę.
Milczenie zapanowało na chwilę, Krzysztof rzucił się zrazu w tył krzesła, łzy mu się zakręciły w oczach, potem pochwycił chłopca oburącz, odwrócił światłu, począł mu się przypatrywać długo i zawołał z uniesieniem:
— Jak Bóg Bogiem, Pobogów krew!
Począł go w szerokie ramiona ująwszy ściskać i całować, i płakał. Chłopak się tulił doń szczęśliwy i szeptał: — Niech się stryjcio nie gniewa!
Nagle pan Krzysztof puścił go z objęć i wstał, począł trzeć czoło, zwrócił się znowu do chłopca, ujął go jeszcze, przycisnął do piersi i nic nie mówiąc tak samo poszedł do Adryana, ucałować go w milczeniu. Twarz pochmurna wyjaśniała mu się, to zaciemniała znowu, widocznie walczył z sobą, oddychał ciężko i jakby zrzuciwszy z piersi brzemię, począł swobodniej mówić.
— Masz siostrę?
— A tak, proszę stryjaszka, Magdzię, młodszą odemnie, bardzo dobra dziewczyna, podobna trochę do mamy, robi już pończochę, a ja pójdę do klassy trze-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom II.djvu/106
Ta strona została uwierzytelniona.
— 101 —