— Wielki urok ma młodość — rzekł w końcu — niepojęty. Któżby to powiedział? — I umilkł znowu.
— No, teraz my w drogę, póki nowa się jaka chmura zkąd nie wyrwie — odezwał się Adryan wstając.
— Ja was przeprowadzę do krzyża, droga oślizła, lepiej, żebyście zeszli piechotą, a konie sprowadzić. I, słuchaj Wacek, konia w cuglach trzymaj, aby ci się nie pośliznął na błocie.
— A już ja, proszę stryja — zawołał Wacek — nie dam mu pod sobą utknąć, można być spokojnym. Tylko mi się raz trafiło, że kasztanowaty kuc ze mną padł i jam się przez łeb wywalił, ale dałżem ja jemu potem za moje guzy, bom zaraz na niego siadł. — I śmiał się strzelając oczyma Wacek.
Zeszli tedy w dolinę ku krzyżowi rozmawiając, burza już się była oddaliła, błędnych kilka chmurek przeciągało po lazurowem niebie, powietrze było ochłodło, obmyte lasy zieleniały świeżo i lśniąco, pan Krzysztof szedł jakoś raźniejszy przeprowadzając swoich gości, niewiele mówiąc, ale chłopca klepiąc po ramieniu i uśmiechając mu się pocichu. Gdy przyszło na koń siadać, opatrzył i kuca, na którym Wacek miał jechać, pochwalił nogi, spróbował sam, czy przyciągnięte były dobrze popręgi, a gdy chłopak siadł i raźno kopnął się z miejsca, rozjaśniła mu się twarz i sypnął brawo.
Po chwili wesela jednak, jak wszyscy, co odwykli od niego, pan Krzysztof usiadł na ławce, niezważając, że wilgotną była po deszczu i zadumał się smutnie.
— Dziwne rzeczy stały się ze mną — rzekł w duchu — wieko trumny, w której byłem zamknięty odchyliło się, mam-li uwierzyć znów w życie? Śnią się znowu jakby młode marzenia, powraca Wanda, rodzina, świat. Uciekać mam, czy zostać? poddać się, czy walczyć?
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom II.djvu/109
Ta strona została uwierzytelniona.
— 104 —