Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom II.djvu/22

Ta strona została uwierzytelniona.
—   17   —

rzonego i zrezygnowanego Krzysztofa. W chwili gdy nie śmiejąc się nawet zbliżyć już, chciał ją pożegnać z daleka, postąpiła kilka kroków i podała mu rękę.
Zawahał się zrazu gość, machinalnie prawie wyciągnął dłoń drżącą i po latach wielu te dwie ręce, które los miał niegdyś połączyć na zawsze, spotkały się znowu. Ręka Wandy była drżąca, Krzysztofową nieśmiało dotknęła i cofnęła się jakby z obawy, ażeby magnetyczny prąd z serca przez nią nie przeszedł do jego piersi i większym ich jeszcze nie napełnił niepokojem.
— Mam słowo pana Teodora, że mnie wprędce panowie obaj odwiedzicie — odezwała się zmięszana hrabina — rachuję na jego spełnienie.
Teodor się skłonił, Krzysztof już dążył ku drzwiom. Powóz stał u ganku, siedli milczący. Przez całą drogę Męczyński napróżno zaczepiał po kilkakroć pana Krzysztofa, który mu nic nie odpowiadał. Tak dojechali do Zieleniewszczyzny, i gdy wysiedli w starym dworze, a zostali sam na sam, Krzysztof ujął rękę Teodora.
— Teraz mówmy — rzekł — skończmy tę męczarnię, którą wycierpiałem dla ciebie. Zrobiłem czegoś wymagał po mnie, wiesz z jakim skutkiem? Hrabina nietylko odepchnęła mnie — tegom się spodziewał; — ale gdym zagadnął o ciebie, odpowiedziała mi stanowczo, że swobodę swą nadewszystko ceni, że za ciebie ani za nikogo nie wyjdzie: oto masz ostateczny rezultat, czem okupiony — dodał uderzając się w piersi — Bóg i ja wiemy tylko.
To mówiąc rzucił się na krzesło i zamilkł, Teodor stał zupełnie spokojny przed nim.
— Mniej więcej i ja się tego samego lub gorszego spodziewałem — odezwał się powoli — nie dziwi mnie to nic a nic. Ty, Krzysiu mój, zapomniałeś ludzi i nie znasz kobiet. To co ona powiedziała w uniesieniu nic nie dowodzi, a zdobyliśmy jeden fakt, którego