Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom II.djvu/37

Ta strona została uwierzytelniona.
—   32   —

trzeby nadzwyczajnego pośpiechu, chyba dla dogodzenia fantazyi pani, którą uwielbiał.
Było już około północy, gdy nareszcie wszedł do salonu. Hrabina nie okazując zbytniej niecierpliwości podeszła ku niemu, Kornelia podbiegła.
— Mówże pan, zlituj się, co się tam dzieje?
— Dzięki Bogu nie jest tak źle — odezwał się rejent — byłem nawet w pokoju gdzie chory leży i widziałem go na własne oczy. Niebezpieczeństwa życia na pewno nie ma żadnego. Jak to się często myśliwym zdarza, pośpiesznie broń nabijał, zawadził czemś o kurek i wpakował sobie loftki w bok. Ale je wyjęto.... Mówić nie mówi, lecz to nic dziwnego, bo nigdy, nawet zdrów, zbyt rozmownym nie był. Pan Teodor jest przy nim, myślę że i pan Paweł nie odjedzie, bo i ten także przybył. Naostatek Wilczkowie go tam mają w opiece, to dosyć, a jedna Wilczka córka za wszystkich by stała.
— Któż to jest? — zapytała chmurząc brew hrabina — któż jest Wilczek?
— To mi tam na miejscu opowiadali — począł rejent powoli. — Wilczek, ubogi szlachcic nie mający przytułku, został już temu dawno, przyjęty za leśniczego przez pana Krzysztofa. Dał mu grunt, postawił chatę, obsypał go dobrodziejstwy. Ztąd cała rodzina wielbi go, a córka Wilczków to formalnie słyszę szaleje za nim.
Panie zamilkły obie.
— Ale to tam w tem, uchowaj Boże, nic złego nie było i nie ma; dziewczyna, słyszę, bardzo rozsądna i poczciwa, przywiązała się do niego z razu, jak do ojca. Dopiero, jak mi mówił pan Teodor, teraz po tym strzale postrzegli, że to przywiązanie może w sercu prostego dziewczęcia inny charakter przybrało.
— Jaki inny? cóż to takiego? — zawołała śmiejąc się panna Kornelia — córka leśniczego zakochana w starym kawalerze?