Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom II.djvu/40

Ta strona została uwierzytelniona.
—   35   —

żu, kobiety widzieli wychodzącego do gospodarstwa, Wilczek błądził po lesie.
— Wiesz — rzekł Teodor — o mało ci twojego przypadku nie zazdroszczę, wiesz dla czego? On ci odkrył naiwne, niekłamane przywiązanie tego prostego dziewczęcia, które na coś więcej zarywa, niż na uczucie dziecięce, za jakie ty je chcesz brać. Dosia chyba się u kaduka zakochała w tobie. Anibym się dziwił temu. Dziewczyna z głową uczuła wyższość twoją, zresztą...
— Daj temu pokój — przerwał Krzysztof.
— Ale ci winszuję dalipan! — zawołał Teodor — taka miłość leśna i dzika coś jest warta!
— Krzywdzisz i mnie i tę poczciwą Dosię — wtrącił Krzysztof.
— Uchowaj Boże! jakkolwiek wiele złego widziałem na świeci, ani ciebie bym nie posądził o takie Lowelasowstwo, ani ją o zalotność. Cóż chcesz! zrodziło się to mimowolnie na pustyni.
— Stoisz przy swojem! stary zepsuty światem człowiecze — rzekł poważnie Krzysztof — wy nie jesteście w stanie ani pojąć czystego uczucia, ani w nie wierzyć, natychmiast posądzacie i czernicie.
— Ale ja uczucie to mam za czyste i najczyściejsze jak łza, jak dyament! — zawołał Teodor — i na twem miejscu...
— Cóżbyś zrobił na mojem miejscu?
— Nie, tego ci nie powiem — rzekł po namyśle Teodor — nazwałbyś mnie obrzydliwym egoistą.
Krzysztof zamilkł, Teodorowi tak łatwo ust zamknąć nie było podobna.
— Dziewczę roztropne, nie jest boginią piękności, lecz świeże i wdzięczne, instynkta niewieście, w każdym ruchu nieszukana gracya... Nieumiałbym się oprzeć pokusie!
— I poświęcił chwilowemu szałowi całą przeszłość poczciwego dziecka, które dowiodło, że ma serce — rzekł Krzysztof.