Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom II.djvu/69

Ta strona została uwierzytelniona.
—   64   —

To go uratowało, że mimo uśmiechów i draźnień bardzo umiejętnych, utrzymał się przy powadze i chłodzie.
Po wyjściu jego Liza szepnęła Misi:
— Czasem tak jestem na niego zła żebym go biła. Proszęż cię, dziś, jakby go kto zimną wodą oblał; na jeden dzień mu pofolgować nie można, bo zaraz stygnie. Jednego wieczora zdaje się, że go już mam, patrz! już się wyśliznął. To bałamut.
— Gdzież tam — odparła Misia — on się ciebie może boi, boś zanadto śmiała.
— A gdybym taką nie była! aniby pomyślał o mnie. Już ja ich znam!!
Znała panna Liza z teoryi zapewne tylko męzkie usposobienia, ale niemniej pewną była siebie. Uczył ją nieochybny instynkt niewieści.