Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom II.djvu/7

Ta strona została uwierzytelniona.
—   2   —

— Zdawało mi się, że się pani łatwo tego domyśli — złośliwie poczęła kuzynka — z panem Teodorem przyjechał pan pustelnik Krzysztof.
Nie domówiła tych wyrazów, gdy twarz hrabiny, która umiała panować nad sobą, okryła bladość. Spuściła oczy, zaczęła poprawiać książkę i zmięszała się widocznie, chociaż usiłowała nie dać tego poznać po sobie ręce jej trzęsły się; głosem na pozór spokojnym, nie patrząc w oczy towarzyszce, odezwała się cicho:
— Niepotrzebnieś mnie tak — przestraszyła. Proszęż cię. zabaw chwilę tych panów, nim wyjdę.
Prośba była wyrzeczona takim jakimś głosem poważnie nakazującym, zmienionym, niezwykłym, poruszonym, że panna Kornelia, której usta nie łatwo się zamykały, na którą prośba nie zawsze skutkowała od razu, cofnęła się ku drzwiom szybko i nic nie mówiąc wyszła.
Co się działo w duszy kobiety, na którą po latach tylu jak piorun spadało to wspomnienie tylą boleści stłumione, to po wyjściu świadka twarz sama zdradzała. Załamała ręce, stała długo zadumana, jakby rachując się z sobą co ma począć, wynijść czy się nie pokazywać wcale. Dwa razy chwyciła za dzwonek, chcąc zawołać sługi i złożyć się chorobą, i odsunęła go nieporuszywszy. Padła na krzesło i wstała wstydząc się swej słabości.
Krzysztof, jak go widziała raz ostatni, młody, piękny, żywy, rozkochany, przysięgający miłość wiekuistą, niezłomną, stanął przed jej oczyma. Tyle lat ubiegło; któż wie co się z nim stało i w co zmienił ten ideał kochanka? Miałaż go zatrzeć w pamięci widokiem innego człowieka, w którym ruina przeszłości występowała przed nią: ruina ciała, serca i ducha?
Lecz nie wyjść, było to przyznać się niemal do uczucia dla niego! Prędko przeleciało także przez myśl jej, kto był winniejszym z nich dwojga, czy on co się wyrzekł jej słowa i przyrzeczeń swych razem,