żna, a panna Kornelia dowcipna i zabawna, lecz oczy trzeba zamykać tak brzydka. Ja też wolę męzkie towarzystwo. Cieszę się, żem pana złapał i obiecuję być natrętnym.
Pana Teodora ujęła i ośmieliła ta poufałość.
— Bardzo będę szczęśliwy, jeśli się tu na co przydam panu — rzekł grzecznie.
— Ale bardzo, niezmiernie! — zawołał Adryan — nie dasz mi umrzeć z nudów.
Weszli do salonu, tu nikogo nie było, a pan Brzoski mówił dalej:
— Ja już miałem czas doskonale się poinformować o całem sąsiedztwie i stosunkach. Wszystko wiem, co siostrzeniec wiedzieć i znać powinien. Stosunki cioci, upodobania, wstręty i sąsiedztwa na okół z pomocą panny Kornelii nauczyłem się na pamięć z komentarzem nieustającym...
Rozśmiał się. Jakkolwiek był ekscentryczny i zbyt otwarty, pan Teodor, który zrazu nie zasmakował w nim, bo mu się ta młodzieńcza krasa, zbyt odbijająca od jego dojrzałości, niepodobała, uczuwał się już pociągniętym ku niemu. Adryan podał mu rękę.
— Jeszcze raz — rzekł — łasce i życzliwości się pańskiej polecam. Jestem na wakacyach, bo jeszcze powracam dla doktoryzacyi do uniwersytetu; zabawię tu kilka tygodni, pan mnie uratujesz, biorąc w opiekę.
— Powtarzam, że się oddaję do dyspozycyi pańskiej — odparł udobruchany Męczyński — dom mój proszę uważać za własny.
— Myśliwy pan? — spytał Adryan.
— Ja? tak, trochę, ale nie koniecznie, nie przeszkadza to wcale, bym mu polowania nie urządził i nie służył za towarzysza. Mój dzierżawca to doskonale umie.
— Doskonale! — zawołał Adryan żywo — tem bardziej, że ma, jak już wiem, dwie ładne żwawe córki w domu.
Rozśmiał się, a pan Teodor za nim.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom II.djvu/72
Ta strona została uwierzytelniona.
— 67 —