— Ale jakże ja was potrafię wprowadzić — rzekł Męczyński — kiedy on z nikim obcym mówić nie chce i odprawia czasem nawet grubiańsko.
— To moja rzecz — odparł Adryan — pan mnie tylko weź z sobą... ja na resztę poradzę.
Trafiło się tak, że nietylko Krzysztof był jeszcze w chacie, ale od strony cienia siedział w chłodku na krześle, pilnowany zdala przez Dosię. Na widok nieznajomego młodzieńca, dziewczę zawstydziło się jakoś i schowało, został sam pan Krzysztof, który zdala zmierzył zdziwionem okiem Teodora i jego towarzysza, nie kryjąc się, jak przykre na nim czynił ten najazd wrażenie. Pan Teodor miał go już przedstawić, gdy Adryan wyrwał się naprzód.
— Pan dobrodziej mi przebaczysz — rzekł z ukłonem nizkim — iż mimo najusilniejszych próśb pana Teodora Męczyńskiego, który mnie tu dopuścić nie chciał, narzucam się mu gwałtem, natrętnie. Tyle o czcigodnym panu słyszałem, o jego życiu samotnem, o mocy ducha, tak mnie to poetycznością uderzyło, zachwyciło, iż nie mogłem się powstrzymać...
Krzysztof patrzał zdumiony.
— Jestem Adryan Brzoski, siostrzan pani Wandy, ona też mówiła mi o panu... przebaczysz pan śmiałość moją?
Stary na chwilę sumując zamilkł.
— Powinienbym, wedle obyczaju świata, być panu wdzięcznym — rzekł chmurno — ale ja jestem stary weredyk; nowe znajomości mi ciężą.
— Nie myślę też pana moją obarczać — dodał Adryan — chciałem tylko raz w życiu go widzieć i tem się poszczycić. To życie samotne z Bogiem i naturą! przejmuje mnie uwielbieniem...
Pobóg ramionami ruszył.
— Czy pan sobie żartujesz ze mnie? — zapytał.
— Najszczerszą mówię prawdę — począł gorąco Adryan. — Wiek nasz, niestety, jest wiekiem nie posągów ciosanych z marmuru, ale gipsowych odlewów
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom II.djvu/81
Ta strona została uwierzytelniona.
— 76 —