— Nie, z uniwersytetu. Uczyć się trzeba, to każdemu potrzebne — rzekł Adryan. — Na wakacye szczególny skład okoliczności napędził mnie do Zamostowa, do cioci. Ale z cioci nie zupełnie jestem kontent; smutna jest, młoda a wyrzeka się świata. W panu uwielbiam ten heroizm, ale w niej go nie przyjmuję; kobiety nie mają prawa iść na pustynię, zwłaszcza tak miłe, dobre i ładne, jak ciocia.
— Wydaj ją pan za mąż! — dodał sucho Krzysztof — chociaż powiada, że swobodę ceni tak wysoko.
— Bylem znalazł stosowną parę dla ciotki, muszę ją wyswatać.
Krzysztof się rozśmiał smutnie i ironicznie, Teodor skromnie. Nagle młodzieniec zmieniwszy rozmowę, począł o polowaniu i lasach, Krzysztof mówił z nim chętnie i coraz poufalej. Wkrótce potem rozprawiali już o genealogiach polskich, pochodzeniu herbów i przydomkach, w czem Adryan okazał dosyć erudycyi, bo szczęściem świeżo jakoś grzebał się w Niesieckim, a pamięć miał doskonałą.
Z wielkiem podziwieniem Teodora, zdobywca serc, Brzoski, pozyskać sobie potrafił i szturmem wziął najtrudniejsze do pozyskania. Krzysztof był z nim już po godzinie, jak najlepiej. Co więcej, twarz mu się wyjaśniła, humor poprawił, dowcipował i otwarcie rozprawiał o swych przekonaniach, nie tając się z niemi przed obcym.
Adryan potakiwał, unosił się, niekiedy rzucał wątpliwość i wciągał przez nią w żywsze rozprawy. Pani Wilczkowa przyszła pytać, czy goście nie będą co jedli.
— Nie ma co pytać — zawołał Adryan — co na placu to nieprzyjaciel, bo jeść, mnie przynajmniej, chce się okrutnie.
Nie wstając z murawy, śmiejąc się, baraszkując, wprawiwszy wszystkich w wesołe usposobienie, Brzoski jak wszędzie tak i tu wniósł z sobą życie. Korciało go tylko snać, że Dosi, o której słyszał, nie
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom II.djvu/83
Ta strona została uwierzytelniona.
— 78 —