Teodor i Adryan stali widząc ją wzruszoną, ale młody chłopak nie mógł długo wytrzymać w takim grobowym nastroju ducha.
— Powietrze tu — rzekł — przesiąkło smutkiem; jak ten człowiek mógł tu tak długo wytrzymać i dlaczego się skazał na tę pokutę?
Hrabina nie odpowiedziała nic, oglądając się, przypatrując szczegółom, z którychby mogła życie tu spędzone odgadnąć. Rozumiała, jak ono musiało zwolna kołysać do snu mogiły, usypiać, ostudzać, odrętwiać i kamienieć człowieka. Był to klasztor, ale bez towarzyszów, chóru, bez śpiewu i bez wspólnej modlitwy. Dreszcz ją przechodził, myśląc o długich wieczorach zimowych i tem milczeniu pustyni, co grozić się zdaje lada chwila piorunem i gromem. Chwilę tu posiedziawszy, wstała Wanda i podeszła ku stolikowi, na którym czegoś się zdawała szukać oczyma. Kawałek szarego papieru leżał pod książkami, lecz nie do pisania, Adryan domyśliwszy się czego potrzebowano podał ołówek, i hrabina na świstku napisała po krótkim namyśle:
Adryan nie śmiejąc nic dodać na tym samym papierze, wydarł kartkę z pugilaresu i zapisał imię swoje, a pod niem:
Pan Teodor z kolei wziął ołówek i dodał:
„Krzysiu, płacz, miałeś takich gości, jakich zamek twój nigdy nie widział.