— O! serdecznie dziękuję, wakacye się kończą, a ja jestem pono na odjezdnem, liczę już dnie ostatnie.
— To szkoda.
W istocie Walery rad był wyjazdowi temu, bo go uprzedzono, że siostrzeniec podejrzany jest o popieranie kogoś innego.
Zaczęli mówić o psach, koniach i innych młodzieńczych zabawach, a Adryan nieomieszkał przybyłemu tak odmalować życia i usposobień ciotki, aby mu odjąć wszelką nadzieję. Trudno to jednak było z takim pewnym siebie człowiekiem, który nawykł był do łatwych zwycięztw i o niczem nie wątpił. W rozmowie z hrabiną, kasztelanowa nie mogła się powstrzymać od pochwał tego swego Walerka.
— Powiadam ci, droga moja, nie dlatego, że to syn mój, ale drugiego takiego chyba nie ma na świecie. Młodość miał cokolwiek burzliwą, ale któryż mężczyzna przez to nie przechodzi? Dziś zaś, co to za statek, rozum, a co za serce złote? dla mnie, co za syn! dla przyjaciół, dla wszystkich co za anielska dusza. Łzy mi stoją w oczach, gdy mówię o nim. I proszęż cię, kochana hrabino, takiego człowieka dotąd ożenić nie mogłam! a tak tego pragnę. Chciałabym spokojną umrzeć widząc go szczęśliwym.
Piękna Wanda, domyśliwszy się ukrytej w tem zaczepki, poczęła gorliwie swatać rozmaite panny i wdowy, ale kasztelanowa każdej miała coś do zarzucenia. Wzdychała patrząc na nią. Odwiedziny trwały dosyć długo, szczególniej dla gospodyni, pana Teodora i Adryana. Męczyński postanowił nieodbicie przesiedzieć tych gości i stołka Waleremu przystawić. Kasztelanic wyjeżdżał niezadowolniony wcale, popisywał się świetnie i czuł, że nie czynił wrażenia, matka też była jakoś smutna. Napomykała kilka razy, że Walerek pragnąłby bywać częściej w Zamostowie, na co odebrała tylko bardzo zimną odpowiedź. Jakoś go
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom III.djvu/12
Ta strona została uwierzytelniona.
— 7 —