Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom III.djvu/121

Ta strona została uwierzytelniona.
—   116   —

spazmami i synkiem, który przyniósł z sobą na świat rysy niefortunnie gminne rodziny matki. Niemniej zdrowe chłopię wyjdzie na bardzo znakomitego szlachcica.
Oprócz zmiany w obojgu państwie Teodorostwie, znalazłem inne, niemniej zdumiewające, a nierównie tragiczniejszej natury. Ciotka moja, ta śliczna, smutna królowa, która stworzoną się zdawała, aby być szczęśliwą i szczęściem obdarzać, skutkiem intryg, w których czarne czeluście oka zapuszczać niechcę, wyszła za mąż za człowieka, godnego pierwszego jej małżonka, który ją uczynił nieszczęśliwą. — Dlaczego? jak się to stało? spytaj ironii losu, który sobie z ludzi żartuje.
Poczciwy i zacny pan Krzysztof, który ją kochał szalenie, którego ona kochała, zdziczał i zdziwaczał, nie śmiał sięgnąć po jej rękę, nie czując się jej godnym. Skutkiem tej intrygi, która się rozwiązała niepojętem małżeństwem, mój ideał musiał z tego domu uciekać, aby się schronić przed nikczemnemi napaściami młodego męża i podejrzeniami niesłusznemi ciotki mojej. Panna Kornelia, o której ci wspominałem, zjadliwa istota, potrzebująca knuć coś i spiskować, aby czcze zapełnić życie, wszystko to tak pięknie osnuła i wykonała. Ostatecznie jednak musiała sama ustąpić z placu.
Przybyłem po to, aby ciotkę znaleźć mężnie znoszącą swój los, tego niby wujaszka szulerującego po całych dniach i rozpustującego z miłymi przyjaciołmi, połykane łzy, ukrywaną niedolę.
Pan Krzysztof, Bogu ducha winien, nic nie widział, nie wiedział o niczem, nic się nie domyślał. Siedział w swej pustelni, czytał herbarze, malował szlacheckie godła, a gdy czasem zajrzał do Zamostowa, aby bóstwu cześć złożyć, z twarzy swej pani nie wyczytał łez, co po niej przebiegły. Jakby na mnie los czekał z rozwiązaniem. Przypadek uwiadomił pana Krzysztofa o postępowaniu kasztelanica, o życiu i po-