Nazajutrz, jakby się wstydził pokazać po tej wieczornej scenie, Adryan pojechał do pana Teodora. Godzina była, w której się go zastać spodziewał, a nie znalazł. Powiedziano mu, że jest na folwarku.
Nie pytając co się tam działo, niespodziewając się, ażeby mógł być natrętnym, Adryan poszedł znajomą przez ogród drożyną. Zbliżając się ku dworowi, postrzegł w podwórzu kilka bryczek i jeden koczobryk wyświeżony, ludzi pełno kręciło się około domu. Okna były otwarte, a przez nie gwarna i wesoła dolatywała rozmowa. Wstrzymało to nieco pana Adryana, który nie uważał, że chłopak go wyprzedził i dał znać panu Męczyńskiemu o jego przybyciu. Już chciał się zawracać, gdy razem pan Teodor i Zamorski w granatowym fraku, białej kamizelce, nankinowych spodeńkach, wybiegli naprzeciw niemu.
— Prosimy pana! prosimy!
— Wpadam tu niespodzianie na uroczystość jakąś, bardzo przepraszam.
— Żadna uroczystość, panie dobrodzieju! Do ubogiej chaty kilku łaskawców raczyło przybyć, aby być świadkami szczęścia rodziców. Panie dobrodzieju, mojej córki Michaliny zaręczyny z Maciorkiewiczem....
Nie było się wymówić sposobu. Na ganek z kieliszkami wychodziła już szlachta, kilku z zawiesistemi wąsami tarabatkowych, dwóch we frakach jakby z archeologicznego zbioru pożyczonych, wreszcie Maciorkiewicz, ładny chłopak ubrany ad hoc wykwintnie, z wąsami blond i bródką podstrzyżoną. Trzeba się tedy było przedstawić szanownemu towarzystwu i pójść powinszować zarumienionej pannie, ubranej w białą suknię z pąsowemi wstęgami. Zupełnie podobnie ustrojona była Liza, której ufryzowane włosy spadały w puklach na białe ramiona. Matka dnia tego miała złoty łańcuch na szyi i zegarek.
Pan Teodor po kilku kieliszkach węgrzyna, ze szczególnem zuchwalstwem uśmiechał się do pięknej
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom III.djvu/20
Ta strona została uwierzytelniona.
— 15 —