Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom III.djvu/32

Ta strona została uwierzytelniona.
—   27   —

Pan Krzysztof nic nie odpowiadając siadł na przyźbie. Zakręcili się zaraz wszyscy, aby go czem posilić. Wilczek, który już od półtora dnia niespokojny zdaleka się za nim włóczył niepostrzeżony, także nadszedł z innej niby strony do domu. Dosia, która dawniej umiała go rozweselić i usta mu rozwiązać, tego dnia mimo szczebiotania, dokazać tego nie mogła. Patrzał na nią nie widząc i milczał. Podano na prędce co w chacie było gotowego, bo się go po troszę spodziewano, pan Krzysztof ledwie czego dotknął i zabierał się spoczywać, gdy drogą po nad zagrodą ujrzano posuwający się powóz, któremu się kazano zatrzymać.
Nie dostrzegłszy jeszcze, kto w nim był, pan Krzysztof natychmiast pierzchnął z ławy, na której siedział i schował się do dworku.
Z powozu wysiadała właśnie hrabina Wanda, która przybyła sama jedna, nie wziąwszy nawet z sobą nieodstępnej towarzyszki, panny Kornelii. Służący tylko szedł za nią.
Do dworku Wilczków rzadko kto, mimo jego położenia nad drogą zachodził, zdziwili się więc wszyscy postrzegłszy piękną panią, która zwolna, rozglądając się weszła na podwórko i skierowała się ku chacie. Wilczek znał hrabinę z widzenia, i jako gospodarz posunął się na jej przyjęcie. — W progu dworku stała opodal nieco Dosia, fartuszek trzymając pod brodą, wcale niezmięszana tem niespodziewanem zjawiskiem. Trochę głębiej za nią, bojaźliwie wyglądała sama Wilczkowa. Grzmilas był zamknięty, a Hermes panna Krzysztofa, który dla pań pięknie ubranych miał poszanowanie, wystąpił z Wilczkiem na powitanie z taką uprzejmością, jakby był jej dawnym i dobrym znajomym.
— Choć nieznajoma panu Wilczkowi — odezwała się hrabina — ale znając go z jego gościnności, pozwoliłam sobie zajść tu, aby chwilkę spocząć... a jeśli będziecie łaskawi mi dać szklankę mleka...