— Pani Pawłowa i dzieci nie piją, kieliszek zielony dla mnie, a dla trzech panów dosyć tego będzie.
— Łaska Boska — rzekł stary — więc się jakoś wywiniemy, bo juściżby, po polsku i po szlachecku, bez kropli wina nie uszło.
Wziął zatem klucze od lochu stary i poszedł zapaliwszy świeczkę, a Adryan nie czekając na niego opanował talerze i spodki od filiżanek, obrus wziął pod rękę i wszedł z nakryciem tryumfalnie do pokoju. Spełniał swe obowiązki z taką młodzieńczą wesołością i ochotą, iż wszystkich tem pobudził do śmiechu. Pan Krzysztof zrazu się namarszczył trochę, ale i on wreszcie zgodził się z przeznaczeniem.
— Stół postawiono w pośrodku, pani Pawłowa podjęła się gospodarstwa. Adryan został marszałkiem dworu, a Krzysztof nie powiedział nic choć mu z komina zapylone, pamiątkowe wzięto kieliszki, choć na jednym z nich naprzeciw saskich herbów był Pobóg. Domyślił się, że stary stróż jego honoru, pamiętny dawnych czasów, sięgnął do zapomnianej piwnicy. Jakoż w chwilę potem, na czarnej tacy, z której wszelki ślad ozdób i malowania dawno był starty, wjechały dwie przysadziste zielone butelki okryte pleśnią. Dopiero przyniósłszy je z przerażeniem przypomniał sobie sługa, że o trybuszonie na zamku od bardzo dawna słychać nie było. Głucha tradycya mówiła o nim na zapiecku, ale ztąd zniknął, na gwoździu przy kluczach także go niewidziano dawno. Mieszkańcy zamku nigdy podobnego narzędzia nie potrzebowali. Przewidujący pan Adryan miał nóż, w którym się trybuszon znajdował, ocaliło to zamek od niesławy. Dobyto korki.
Dzieci i starzy posiadali do poziomek, pan Krzysztof sam Wojewodę nalewał, tak się bowiem owo wino, już prawie zdębiałe, zwało. W milczeniu spozierając na siebie trącono w kieliszki, i pani Pawło-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom III.djvu/57
Ta strona została uwierzytelniona.
— 52 —